piątek, 29 lipca 2011

Paris Paris French Kiss

A miało być tak pięknie... Lekko w stylu francuskim, ja zapatrzona w dal, zachodzące słońce odbijające się od moich czerwonych lakierek (lakierków???), paseczki, rozkloszowana spódniczka i Odra robiąca za Sekwanę. Tak to widziałam mniej więcej. Do czasu kiedy przybyliśmy nad ową "Sekwanę".
Pan Fotograf: A teraz podejdź tam.
Ja: Gdzie "tam"?
PF: No, tam, tam, to tego brzegu. Podejdź. A jak podejdziesz to sobie idź. Tym brzegiem sobie idź.
J: No ale jak! Przecież to jest murek! Spadnę z niego prosto do rzeki! Utopię się!
PF: Nie utopisz. Idź i chodź. Marsz!
No to poszłam... Bardzo to było trudne. Musiałam skoordynować kilka rzeczy naraz, co nie było łatwe. Po pierwsze - nie potknąć się, bo wpadłabym z murku do rzeki, po drugie nie garbić się, co było trudne, bo patrzyłam pod nogi, aby się nie potknąć i nie wpaść do rzeki, po trzecie kontrolować facjatę i pilnować by nie robić dzioba (nie wyszło)... 
Umęczyłam się okrutnie, mówię Wam. Bycie taką Francuzką to jet cholernie ciężka rzecz....

 
No tu nareszcie czułam się bezpiecznie, mogłam sobie usiąść. W tej pozycji trudno się potknąć i wpaść do rzeki ;)


Acha! Kiedy już tak chodziłam cała w stresie, widzę - idzie coś na mnie
J: Coś tu jest i tu idzie!!!
PF: Gdzie idzie?
J: No tu idzie! Naprzeciw!
No i wyszła z krzaków laska w niezłym futerku popatrzyła i powiedziała:"Co się tutaj wyprawia? Wyginaj śmiało ciało bejbe na tego blogaska i precz! Nie kręcić mi się po tu dzielni!". Ale fotę dała sobie zrobić :)


No i doszłam do wniosku, że nie ma co się tak gimnastykować, bo przez następne dwa lata nie będę udawać, że nie mam tego żelastwa w buzi. Tak jak na niektórych  zdjęciach powyżej, gdzieś tam ten aparat nazębowy lekko pobłyskuje, tak tu z pewną taką nieśmiałością.....



 ...jednak się wyszczerzę ;)

PS. Tak, mam różowe gumki na zębach ;)

 Na zdjęciach: bluzka w paski - SH, czerwony kardigan - boohoo.com, spódnica - SH, buty Venezia, torba GAP

piątek, 8 lipca 2011

Piechotą do lata

Są wakacje, tak? Niestety jakoś ich nie czuję. Nie, inaczej - odczuwam potrzebę rzucenia wszystkiego w diabły i zaszycia się gdzieś, gdzie będę maiła odrobinę świętego spokoju. Spakuję tylko dużo książek i mogę spadać. Gdziekolwiek. Jakieś oferty? ;)
Dziś z powodu braku fotografa, braku statywu, po raz pierwszy współpracowałam z Panem samowyzwalaczem budząc niezdrową ciekawość wśród starszej części mieszkańców mojej ulicy. Pewnie już mają wyrobioną opinię o tej wariatce spod szóstki co to sama sobie zdjęcia robi w krzakach za garażami ;)
To co pewnie rzuca się w oczy to nienaturalny dziób. Ja w każdym bądź razie go widzę. A wszystko przez to, że mam metalowe ozdoby. Nie mam ich na szyi, ani na rękach, mam je na... zębach :) Tak, wiem ich "ozdobność" jest dyskusyjna:) Jako, że mam je dopiero od kilkunastu dni jeszcze trudno mi się do nich przyzwyczaić. Uśmiech jest dziwny i nie opuszcza mnie wrażenie, że wyrósł mi jeszcze jeden rząd zębów z przodu :)
Teraz muszę poćwiczyć uśmiech z dziobem i będzie git :) 






Na zdjęciach: buty i torebka boohoo.com, tunika i jeansowe szorty - SH, kapelusz Bijou Brigitte i bransoletki z szafy

Obserwatorzy